Wędrujący po Pogórzu i Beskidach zauważyli z pewnością wiele cmentarzy żołnierskich z I wojny światowej. Jeśli popatrzeć na mapę Małopolski Zachodniej z zaznaczonymi cmentarzami, bez trudu można dostrzec, że najwięcej ich jest w tarnowskim, VI okręgu cmentarnym, a konkretnie w czworokącie: Rzuchowa na północy, Gromnik na południu, Tuchów na wschodzie i Janowice na zachodzie. Na 62 cmentarze w całym okręgu, w tym czworokącie śmierci jest ich około 50. O czym to świadczy ? Nietrudno się domyślić: na tym terenie, który przechodził kilkakrotnie z rąk do rąk, toczyły się zażarte walki. Dlaczego tu właśnie ?
Teren leży na Pogórzu Rożnowskim w widłach Dunajca i Białej. Rozciągający się od Lubinki do Buchcic pas wzgórz oddziela od siebie doliny tych rzek. Wzgórza, sięgające 400 m n.p.m., były bardzo ważne z punktu widzenia ówczesnej sztuki operacyjnej, stanowiły bowiem miejsca, gdzie przebiegał front. Zapewniały oparcie dla działań obronnych, wgląd w teren, dogodne pola ostrzału dla artylerii i broni ciężkiej; okopy, umocnione zasiekami z drutu kolczastego, czyniły je bardzo trudnymi do zdobycia.
Teren, o którym tu mowa, wznosi się stromo nad doliną Białej, opada ku niej zboczami o wysokości bezwzględnej sięgającej 200 m. Jego część była i jest zalesiona, pocięta wąwozami. Jeżeli panuje się nad wzgórzami 360, 343 i 398 (Kopaliny), ma się ww. atuty. Jeśli się je utraci, obronę można organizować na stokach Słonej Góry od północy, co wiąże się jednak z przekraczaniem Białej, lub na grzbiecie biegnącym od Mesznej do Rychwałdu, ale ten, ponieważ jest niższy, nie ma takich walorów operacyjnych. Nic więc dziwnego, że zarówno Austriakom, jak i Rosjanom zależało na ich zdobyciu i utrzymaniu. I wojna światowa była typową wojną pozycyjną, tzn. ustalała się gdzieś linia frontu, czyli bezpośredniego styku walczących wojsk, tu prowadziły one do siebie ogień, aby osłabić morale strony przeciwnej. Do walki włączała się artyleria, strzelająca przede wszystkim szrapnelami, czyli odmianą granatu, który zawierał wewnątrz ołowiane kulki, zaopatrzony był w ładunek wybuchowy i zapalnik czasowy, powodujący wybuch nad celem; wyrzucane wówczas z niego kulki miały duże pole rażenia, okopy w niewielkim stopniu chroniły przed jego śmiercionośnym działaniem. Te pojedynki ogniowe, zarówno strzelców, jak i artylerii, miały przygotować grunt do ataku, czyli szturmu, w którym – z powodu małej szybkostrzelności karabinów i małej pojemności ich magazynków – podstawową bronią był bagnet; zadawano nim straszliwe rany, które w warunkach polowych – jeżeli nie powodowały natychmiastowej śmierci – prowadziły do zakażeń i długo trwającej agonii. Od tych, nieuchronnie związanych z wojną, okrucieństw nie były wolne – rzecz jasna – działania pod Łowczówkiem.
Ojciec Józefa Kozioła (autora publikacji o bitwie pod Łowczówkiem), pochodzący z pobliskiego Lichwina, wówczas 12-letni chłopak, zapamiętał i do końca życia nie mógł zapomnieć, jak – idąc wraz z ojcem czy bratem za zarekwirowaną jedyną krową – trafił do jakiegoś punktu sanitarnego. Przyniesiono tu na płaszczu lub kocu młodego żołnierza, nie wiedział nawet, czy Polaka, czy nie – z rozharatanym podobno przez bagnet brzuchem tak, że wnętrzności wychodziły na zewnątrz. Jedyną pomocą, jakiej mu udzielono w tym punkcie sanitarnym, było wylanie na brzuch wiaderka wody, od czego omdlał – i przykrycie bandażem. Starzy ludzie, mieszkający w pobliżu pola bitwy, zapamiętali to Boże Narodzenie 1914 r. jako nieustanną kanonadę, okrzyki „hura !” i niosące się daleko jęki rannych.
Widać z tego wyraźnie, że to już nie jest wojenka z pełnych fantazji ułańskich piosenek, na której „jest ładnie”; to pozbawione jakiegokolwiek nimbu bohaterstwa pohańbienie człowieczeństwa, to upodlające ludzkie jestestwo cierpienie, wreszcie śmierć odarta z całej propagandowej frazeologii – chciałoby się powiedzieć – naga i ohydna. Ale tak jest zawsze na wojnie.
Ileż trzeba było mieć wiary w słuszność sprawy, żeby się na takie ofiary decydować, jeśli nawet weźmie się pod uwagę, że w wyobrażeniach tych młodych ludzi o „wojence”, o bohaterstwie nie było miejsca na okrucieństwo, to nie mieściło się jeszcze w ich doświadczeniach życiowych.